Davolja Varos – Devil’s Town – Miasto Diabła

Davolja Varos – Devil’s Town – Miasto Diabła.

Doszliśmy do wniosku, że warto opisać dokładniej niektóre miejsca z naszej podróży po Bałkanach. I tym oto postem zaczynamy serie w której będziemy starali się przybliżyć (również praktycznie) takie miejsca jak : Sarajewo, Mostar, Uvac, Đavolja Varoš, droga Transfogaraska oraz Bukareszt i wybrzeże Rumunii.
Lecimy od parku narodowego Bryce Canyon w Utah (USA). A nie sorry, to Europa i niesamowite miejsce jakim jest Ђавоља варош (fajne robaczki?). No dobra, koniec tych żartów.

Đavolja Varoš czyli „Miasto Diabła” rozpocznie całą serię. Znajduje się na południu Serbii, niedaleko miasta Kuršumlija oraz granicy z Kosowem. Współrzędne geograficzne dla tych co podróżują z GPS-em 42°59′35″N 21°24′09″E. Jednak zbliżając się do miejsca trafimy tam bez problemu. Jest trochę drogowskazów, ale trzeba się rozglądać. Droga prowadząca do „Miasta Diabła” jest dość wąska, można trafić na przebiegające borsuki (kawał zwierzaka) i dość szybko jeżdżące samochody dowożące turystów. Jednak asfalt jest nowy i z odrobiną ostrożności można cieszyć się ładnymi widokami. Na miejscu jest trochę miejsca na zostawienie samochodu, jednak podejrzewam że w ładne weekendy może go nie wystarczać. Parking jest bezpieczny i bezpłatny, blisko są stragany z pamiątkami itp. My zostawiliśmy na motocyklu wszystko łącznie z ciuchami motocyklowymi i przykryliśmy go pokrowcem (Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Tak to było ?). Kaski wzięliśmy ze sobą, ale pan sprzedający bilety przy wejściu sam zaproponował że nam je przechowa. No tak, bilety… coraz mniej rzeczy można zobaczyć bez płacenia. Cena 350 dinarów czyli około 12 zł (brak ulgowych) jest według mnie bardzo przystępna w porównaniu z miejscami „bardziej” turystycznymi. Prowadzi tam podobno również jakiś pieszy 10 km szlak, ale jest raczej odradzany ze względu na trudność i bardzo niebezpieczny.

Trochę informacji o samym „Mieście Diabła”. Đavolja Varoš było serbskim kandydatem do tytułu Siedmiu Nowych Cudów Świata. Główna atrakcją są skalne iglice osiągające do 15 m wysokości z charakterystyczną „czapeczką” (głazy andezytowe). Słupy są pozostałością działalności wulkanicznej w górach Radan z przed milionów lat. Skalne formy które straciły „czapeczkę” niszczeją dość szybko, ale przyroda nie odpuszcza i widać, że pojawiają się nowe formy.

Miejsce tym bardziej widowiskowe, że znajduje się w środku lasu. Zieleń przyrody i czerwień skał robią niesamowite wrażenie, a i zdjęcia wychodzą jak ze znanego podróżniczego magazynu.

Następną atrakcją jest źródełko Crveno Vrelo (czerwona studnia) z którego wypływa woda zawierająca w swym składzie dużą zawartość żelaza (pH 3,5). Dzięki temu zobaczyć tam możemy „czerwoną wodę”.

W drodze powrotnej z punktów widokowych na iglice natrafimy również na malutka cerkiew. Można tam przywiązać wstążeczkę którą wcześniej trzeba potrzeć bolące miejsce. Po 7 dniach gałązki ze wstążeczkami są spalane, a nasze bóle zamieniają się w jedną z kamiennych iglic. To jedna legenda, ale takie miejsce musi mieć co najmniej drugą. No i proszę. Kamienne iglice to podobno ludzie, którzy skamienieli ze strachu przed Bogiem. Dowiedział się on bowiem że wszyscy ci ludzie (byli wtedy na weselu) chcieli ożenić brata z siostrą. Trochę chore, należało się im 😉 Legend jest jeszcze pewnie pełno, wystarczy porozmawiać z ludźmi mieszkającymi niedaleko tego cudownego miejsca. Jednak na pewno trzeba to zobaczyć. Punkt obowiązkowy na mapie Serbii.

Dokładne obejrzenie i spacer nie powinny zająć więcej niż 3 godziny. Nie jest to wielki obszar, ale niema też co biegać i oglądać na szybko. Warto przystanąć na chwilę i przyjrzeć się dokładnie temu artystycznemu tworowi matki natury. Jak już pisałem wyżej „Miasto Diabła” znajduje się niedaleko granicy z Kosowem. Jednak jeżeli ktoś się tam nie wybiera na dłużej, to skracanie drogi będzie go słono kosztowało. 60 euro od głowy, tyle liczą sobie za przekroczenie granicy (która prawnie nie istnieje) Serbowie i Albańczycy tam mieszkający. Warto zwrócić na to uwagę przy planowaniu dalszej podróży. W pobliżu niema raczej większych miast, dobrą bazą wypadową dla osób zmotoryzowanych jest Nisz. Łatwo znaleźć tam noclegi w przystępnych cenach, a samo miasto też jest warte zobaczenia. Podobno z Kuršumliji organizowane są jakieś wycieczki, ale dokładnych informacji nie posiadamy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *